Droga do samodzielności

„Jeśli umiecie diagnozować radość dziecka i jej natężenie, musicie dostrzec, że najwyższą jest radość pokonanej trudności, osiągniętego celu, odkrytej tajemnicy. Radość tryumfu i szczęście samodzielności (…)”

Janusz Korczak

 

„Zostaw, bo wylejesz”, „nie dotykaj, bo zepsujesz”, „daj, ja to zrobię szybciej” – ile razy dorośli wypowiadają te słowa w kierunku maluchów. Czy ciągłe pomaganie dzieciom lub wyręczanie ich w różnych sprawach, spowoduje, że staną się samodzielne? Niestety nie! Kierując do dzieci wyżej wspomniane albo podobne komunikaty, nie pozwalamy im się uczyć, a usłyszane przez nie słowa blokują ich działanie i zaniżają wiarę w siebie. Powróćmy myślami do czasów, kiedy my dorośli byliśmy dziećmi… jak podejmowaliśmy się nauki wiązania sznurowadeł, zapinania odzieży, czy wkładania rękawiczek na 5 palców, by w końcu zatriumfować. Jak zatem wspierać dziecko w drodze ku samodzielności?

 

Samodzielne wykonywanie różnych czynności kształtuje w dziecku koncentrację uwagi, podzielność i wybiórczość uwagi. Sprzyja zapamiętywaniu. Wszystko, co dziecko wykona własnymi rękami, do czego dojdzie własną myślą, co przeżyje — buduje jego umiejętności, wiedzę o sobie i innych oraz o świecie. Dziecko, poznając efekty własnej aktywności, jest konfrontowane ze swoimi możliwościami. Dzięki temu uczy się, w których sytuacjach poradzi sobie samodzielnie, a w których musi się zwrócić o pomoc. Czerpie również ze swojego działania satysfakcję i buduje poczucie sprawczości. Już około pierwszego roku życia możemy zaobserwować próby dążenia do samodzielności, kiedy to mały człowiek stara się pokonywać pierwsze trudności związane z nauką chodzenia. W dalszym etapie, potrzeba samodzielnego działania jest jeszcze silniejsza – wyraża się w tzw. buncie dwulatka, który dobitnie sygnalizuje „Ja sam/sama”, choć nie zawsze jego chęć działania jest adekwatna do możliwości. I tu pojawia się niezwykle ważna rola otoczenia, które samodzielność dziecka może rozwijać lub ograniczać, a nawet tłumić.

 

Nadmiernie troskliwi dorośli pragną uchronić swoje dzieci przed wszelkimi trudnymi sytuacjami i negatywnymi emocjami. Stąd bierze się skłonność do wyręczania przedszkolaków. Najpierw dotyczy to czynności samoobsługowych (wkładania spodni, dopinanie samodzielnie zapiętych kurtek, okręcania szyi szalikiem, zakładanie butów itp., później rzecz podobnie ma się w przypadku samodzielnego poszukiwania rozwiązania własnych problemów. Rodzice często biorą sprawy dzieci w swoje ręce i np. dzwonią do rodziców koleżanek, żeby wyjaśnić rówieśnicze konflikty, czy zapytać o spotkanie. Takie zachowanie nie sprzyja rozwojowi dzieci i nie pozwala im dorosnąć.

 

Z samodzielnego dziecka wyrasta samodzielny dorosły, radzący sobie z wymaganiami stawianymi przez życie: dobrze znający siebie, skonfrontowany z wieloma różnorodnymi trudnościami, pewien własnych możliwości, mający zaufanie do własnych wyborów i sił, gotowy na zmiany, otwarty na nowe wyzwania, podejmujący wiele różnorodnych aktywności. Człowiek samodzielny staje się w efekcie twórczy. Nie boi się zaryzykować podejmowania nowych rozwiązań, próbować na wiele sposobów, ponosić konsekwencje własnych działań. Tego wymaga współczesny świat, który podlega ciągłym zmianom. To wszystko staje się możliwe dzięki właściwej edukacji, rozpoczynającej się już w wieku przedszkolnym.

 

Pozwolenie dziecku na samodzielność oznacza, że znamy jego umiejętności, prawidłowo oceniamy sytuację i przewidujemy związane z nią niespodzianki.

 

Nasza uwaga i troska chroni dziecko przed porażką i niebezpieczeństwem. Należy czynić to dyskretnie, bez okazywania mu nieufności i obaw. Istnieje jednak poważna różnica pomiędzy samodzielnością a samowolą. Samowola to nieprzestrzeganie norm, wykraczanie poza ustalone reguły, przepisy. Dziecko samowolne nadużywa naszego zaufania, nie respektuje umów. Być może postępuje tak, ponieważ miało do czynienia z dorosłymi, którzy nie ukierunkowywali jego aktywności, nie interesowali się nim lub byli niekonsekwentni. W jego życiu powstał bałagan, a świat stał się nieprzewidywalny.

 

Nauczyciele są naturalnymi sprzymierzeńcami rodziców w rozwijaniu samodzielności dzieci. Ich terytorium jest przedszkole, rodziców — dom rodzinny. Pedagogom być może jest łatwiej realnie ocenić możliwości dzieci,  bowiem mają większe doświadczenie w pracy z dużą grupą. Dlatego czasem to oni pomagają rodzicom w rozeznaniu, na co naprawdę stać już ich pociechę. Osiągają to nie tylko dzięki rozmowom, ale przede wszystkim organizując zajęcia otwarte oraz zapraszając rodziców do grupy. Wtedy właśnie rodzice mogą zobaczyć swoje dziecko w sytuacji innej niż w domu. Mogą podpatrzeć sposób zwracania się wychowawcy do dzieci, metody motywowania i stawiania przedszkolakom wymagań.

 

Myśląc o samodzielności, najczęściej zależy nam na tzw. „samodzielności obowiązkowej”, tj. samoobsługa, sprzątanie, wykonywanie poleceń dorosłych. To oczywiście jest również istotne. Jednak, z perspektywy małego dziecka bycie samodzielnym to przede wszystkim zdobywanie nowych umiejętności. Jeżeli nauczy się sprzątać, zapamięta, gdzie jakie zabawki stoją, to nie zawsze ochoczo to robi, ponieważ już to umie. Działanie to jest dla niego mało atrakcyjne, zatem szuka innych, nowych doświadczeń. Nauczenie się, że każdy ma obowiązki i nie zawsze je lubi, ale musi je wykonać to długi proces. Wywiązywanie się z codziennych powinności to kwestia dyscypliny, najpierw tej zewnętrznej by później się uwewnętrznić, czyli stać się rutynowym zachowaniem.

 

Wychowanie jest procesem, jest drogą rozwoju indywidualnego, której przejście prowadzi – najpierw w wymiarze dziecięcym, potem dorosłym – do zwiększenia kontroli nad własnym życiem. Pierwsze przeżycia dziecka w tym zakresie – w domu, w przedszkolu, stają się doświadczeniami bazowymi, punktem odniesienia dla dalszej edukacji. Ogromna rola spoczywa więc na wychowawcach i rodzicach. Ich działania wobec dziecka powinny być spójne. Dzięki świadomości rodziców i ich odpowiedzialnej postawie dziecko jest w stanie samodzielnie radzić sobie z wymaganiami stawianymi przez życie, najpierw w kontekście obowiązków szkolnych, a następnie rodzinnych i społecznych.

 

Zachęcając do bycia niezależnym, warto pamiętać o paru wskazówkach:

  • nie porównuj dziecka z innymi (Kasia już sama się ubiera, a ty ciągle nie umiesz),
  • podkreślaj postępy (wcześniej zakładałeś sam czapkę, a teraz świetnie radzisz sobie jeszcze z szalikiem i rękawiczkami),
  • pamiętaj, że niezbędne jest morze cierpliwości (przyda się, gdy posiedzimy i poczekamy parę minut na zapięcie guzików),
  • pomagaj, ile trzeba, ale nie więcej (obserwuj uważnie swoje dziecko, poradź się pań w przedszkolu),
  • poznaj ogólną charakterystykę dziecka w danym wieku – spójrz na swojego malucha z dystansem,
  • nigdy nie zarażaj dziecka swoimi lękami („uważaj, bo spadniesz!”, „nie tak wysoko!”, „nigdy tego nie robiłeś, to niebezpieczne…”),
  • jeśli coś się nie udaje, rozłóż zadanie na kilka prostszych etapów,
  • pokaż wybór, wtedy łatwiej zmotywujesz, żeby zrobiło coś samo („jaką szczoteczkę kupimy do mycia zębów, niebieską czy zieloną?”),
  • okaż zainteresowanie i doceń wysiłki dziecka, niekoniecznie efekt końcowy (wkładanie tych rzeczy do pudełka musiało być trudne, spróbujmy teraz zrobić resztę razem),
  • doceń to, co dziecko zrobiło dobrze („zapiąłeś sam trzy guziki, świetnie, zostały tylko dwa”),
  • staraj się rozpoznać i rozgraniczyć dwie strefy – tę, w której dziecko koniecznie musi podporządkować się rodzicielskiej woli (jemy rano śniadanie), od tej, w której dziecko ma prawo decydować (je chrupki z mlekiem),
  • daj dziecku szansę.

 

Opracowanie:
mgr Kinga Bronisz